Większość filmów i powieści katastroficznych zazwyczaj bardzo mocno podkreśla w swojej narracji rolę mediów w szerzeniu paniki podczas wszelkiego rodzaju sytuacji kryzysowych. Można to było określić mianem popartego pewnymi badaniami gdybania, ale rok 2020 i związana z nim pandemia koronawirusa dobitnie pokazały nam, że szum informacyjny, który powstaje podczas kryzysów jest bardzo trudny do opanowania i jest zdolny spowodować namacalne szkody. Wszyscy pamiętamy w końcu okres, w którym wyjście na spacer było karane mandatami, co było bezpośrednim rezultatem paniki i wymagania od państwa, by w jakiś sposób reagowało. Namacalne szkody spowodował natomiast brak pewnej kategoryzacji wiadomości, które do nas docierały – cały świat nie wiedział jeszcze, o co w tej pandemii tak naprawdę chodzi, więc każda informacja była przedstawiana jak preludium do końca świata i masowej zagłady. Działało to na początku roku, ponieważ naród faktycznie skrył się pod strzechami i postanowił przeczekać pandemię, ale przestał działać latem i jesienią, kiedy wiadomości nadal były tak samo dramatyczne, ale wywoływały też pewien dysonans, ponieważ ludzie byli zmęczeni, a przypadków zachorowań nie było tak dużo. Ostatecznie zaowocowało to uśpieniem czujności społeczeństwa, za które przyszło mu zapłacić wysoką cenę podczas drugiej, jesiennej fali koronawirusa. Błądzić jest rzeczą ludzką, a pandemiczny szum informacyjny był najwyraźniej lekcją, którą bezwzględnie trzeba było nam udzielić. Sztuką jest teraz tylko wyciągnąć z sytuacji odpowiednie wnioski, by nie poddawać się tak łatwo emocjom pod wpływem informacji.
Fake news, a manipulacja
Szum informacyjny powstaje wskutek nadmiernej podaży informacji o skrajnie różnym stopniu wartości. Kiedy temat jest wystarczająco głośny, podłapują go dosłownie wszystkie redakcje i amatorskie serwisy informacyjne, prześcigając się w tym, kto jako pierwszy opublikuje nowy strzęp informacji. Sytuacja taka prowadzi oczywiście to metodycznego naginania granic etyki dziennikarskiej – często zdarza się, że dziennikarze w ferworze walki o czytelnika postanowią odpuścić sobie weryfikację wiadomości, które podają dalej za pośrednictwem serwisu, dla którego piszą. Właśnie w ten sposób wśród informacji wartościowych pojawiają się też treści zupełnie niezweryfikowane, pochodzące ze źródeł tworzonych przez ludzi zwyczajnie nieżyczliwych.
Tak naganna praktyka dziennikarska potrafi jednak występować w kilku różnych odsłonach i nie wszystkie należy równie mocno demonizować. Zdarza się tak, że wypuszczenie w sieci informacji fałszywej jest po prostu pomyłką, za którą nie stały żadne złe intencje, ale to nie jest niestety częsty scenariusz. Wiele serwisów amatorskich i budżetowych lubi stosować manipulacje, które w teorii kłamstwem nie są, ale w praktyce służą wyłącznie wprowadzeniu w błąd, by zachęcić czytelnika do kliknięcia i wyświetlenia reklamy. Polega to najczęściej na stosowaniu niedopowiedzeń i przedstawianiu wycinka rzeczywistości w taki sposób, by wydawał się on sensacyjny sam w sobie, podczas gdy w swoim naturalnym otoczeniu jest zupełnie przeciętny i niewarty uwagi. Ostatnią kategorią są natomiast fake news, czyli ordynarne kłamstwa, umieszczane w sieci z jawnym zamiarem dezinformacji, której profesjonalne serwisy informacyjne czasami ulegają.
Jak bronić się przed fake newsami?
Wyszukiwanie wiadomości w internecie wymaga w dzisiejszych czasach pewnej higieny psychicznej i ostrożnego lawirowania pomiędzy treściami pustymi, które nie przekazują żadnej istotnej wiedzy. Podstawową zasadą, którą powinniśmy przyjąć, jest wrodzona nieufność wobec informacji prawdziwie sensacyjnych, które wydają się ważyć o losach świata – im ważniejsza wydaje się wiadomość, tym lepiej jest ją jak najszybciej zweryfikować, chociażby poprzez sprawdzenie, czy prestiżowe media polskie i zagraniczne zdążyły już ją powielić. Dobrze jest przeprowadzić selekcję serwisów internetowych, których używamy i odpuścić sobie takie, które walczą o czytelnika za wszelką cenę i nie wahają się wprowadzać go w błąd. Jeśli chcemy je rozpoznać, można się na przykład posłużyć prawem nagłówków Betteridge’a, zgodnie z którym na każde sensacyjne pytanie, które zostało zadane w tytule artykułu, można odpowiedzieć „nie”. Należy również pamiętać, że dziennikarstwo u swoich ścisłych podstaw jest profesją wymagającą obiektywizmu i powstrzymania się od jakiejkolwiek oceny – jeśli więc twórca artykułu sam określa w nim treści mianem „pilnych” lub „szokujących”, to w praktyce one nie zawsze takie są. Prawdziwie ważne informacje są zawsze tytułowane bez ogródek, ponieważ są gwarancją kliknięć. Jeśli natomiast artykuł opowiada o śmierci „znanego aktora”, niepodanego od razu z imienia i nazwiska, to istnieje wielka szansa, że ten znany aktor ma na koncie jedynie epizod w serialu, który został anulowany dwie dekady temu. Media potrafią być absolutnie bezwzględne w walce o czytelnika, a bycie świadomym czytelnikiem i obywatelem jest w dzisiejszych czasach trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, ale zdecydowanie warto jest stawić temu nadmiarowi wiadomości czoło, by nauczyć się korzystać zeń w sposób wartościowy i produktywny.